Komentarze: 22
Dzisiaj przywitam was troche inaczej niz zawsze bo z lekka nuta angielskiego...Godbye...yyyyyy...czekajcie czekajcie...to chyba nie to...sprawdze w slowniku... (17 min. pozniej) No jush wiem...to nie mialo byc Godbye...tylko Helo...a nie nie...to nie tak sie pisze...HELLO!!!...no nareszcie...Powiem wam szczerze ze ta note pisze w nie najlepszym humorku...bo w ostatnich dniach zdazylo sie cos co sprawilo ze nie chce mi sie za bardzo zyc...ale wszyscy mi mowia ze bedzie dobrze...no to ich poslucham bo mam nadzieje ze maja racje...dobrze ze nie mowi mi tego Szczepan...bo jak by mi powiedzial ze bedzie dobrze...i jak ja bym sie go posluchal...to nie wyszedl bym na tym za dobrze...co nie Masti??...chodzi mi o wycieczke na moja dzialke...mam nadizeje ze to pamietasz...chociarz watpie zeby ktos zapomnial o takim czyms...Owa (aaa...tutaj sie popisalem znajomoscia jezyka) wycieczka miala miejsce dzien przed dniem wagarowicza...kiedy to zanosilismy rzeczy na dzialeczke aby potem je spozyc(znowu zaszpanowalem slownictwem) nazajutrz (i znowu szpan XDXD)...Szczepan wyskoczyl ze zna krotsza droge...taaaaaa...po straceniu jakis 10 min znalezlismy sie na..nie nie...nie na dzialce...gdzie by tam...NA POLU!!! X/X/X/...zeby to bylo jeszcze suche pole...a tam w piz** blota bylo...stracilismy jakies pol godzinki...ale w koncu dotarlismy...dobrze ze byl snieg...bo bylo sie czym umyc...No i od tej pory jush nie slucham Szczepana...jak bym go sluchal to bym w zimie w...jak to sie mowi...jezuskach (sandaly) zapindalal...Dobra mniejsza z tym ze jestem smutny...bo ta historia z dzialka to tylko powod przez ktory lepiej nie sluchac Szczepana...W tej calej sytuacji wspiera mnie dzielnie OLO...za co wielkie dzieki brachu...no i moze troszeczke...ale to troszeczke Kozak...Ale tak na serio to gdyby nie OLO i Kozak to ja bym utonal we wlasnych lzach XPXPXPXP...A i wiecie co ja wam jeszcze powiem...szkola mi tesh nawet troche pomaga...bo w sql zapominam o tej calej sytuacji...bo tam sie nie mozna nudzic...ani myslec o takich sprawach...jak wlasnie ta moja...OLO mam nadzieje...i to wielka ze Tobie sie takie cos nigdy nie zdazy...ale jak jush sie niestety zdazy...to zawsze mozesz na mnie liczyc...Ale mam nadzieje ze nie bedizesz musial tego sprawdzac czy mozna na mnie liczyc...Dobra...nie wiem czy to zauwazyliscie...ale to jest dopiero poczatek...a ja sie tak rozpisalem...czyzby to byla dluga nota??...a to sie okaze...Napewno nie bedzie dluzsza niz OLOwa...bo ten cwaniak to pisze note z 2 tygodni...a ja skromnie po 8 dniach...Wiec OLO musze chyba zlozyc poklon...i przyznac sie ze przegralem ta wojne...bo jak ty masz zamiar pisac tak zawsze...po jakze "krotkim" czasie...to ja wymiekam...ja tak poprostu nie moge...nie moge zawiesc mojich czytelnikow XDXDXD...No to teraz jush chyba moge zaczac pisac o tych 8 fajnych dniach a zarazem chyba jak na razie najgorszych w mojim zyciu...Dobra to jedziem...
Czwartek byl ostatnio opisywanym dniem...wiec wszystko teraz zaczne od piatku...Wiec w piatekdzien zaczal sie jak kazdy inny...z tym ze bardzo ucieszyla mnie czwartkowa wiadomosc ze w piatek na szczepienie...co oznacza to ze ide tylko na 3 lekcje...BOSKO....a jeszcze bardziej rozbawilo mnie to ze niby w piatek mielismy pisac kartkowke z fizy...tak zacieszalem ze ja nie bede tego szita pisal ze nie wiem...jak sie potem okazalo kartkowki nie bylo X/X/X/X/...czekajcie czekajcie...musze sobie paluszkami...znaczy sie kosteczkami strzelic...albo szczelic...jak kto woli..........o jush...dobra jedziem dalej...po 3 lejbach na szczepienie powedrowalem...i nawet mnie laskawie tatus zawiozl...:):)...a...i musze wam powiedziec ze ja to sie na narkomana idealnie nadaje...bo jush mnie te strzykawki nawet nie ruszaja...pffff...strzykawka...co to jest dla mnie strzykawka...wole strzykawke niz ugryzienie komara...bo te to dopiero skubane sukinkoty...nie dosc ze parkuja sobie za darmo to jeszcze tankuja za darmo...dziady jedne...ale jak mam tak cierpiec za to zeby bylo jush lato...to jak dla mnie bomba...bo jush niedlugo lato YEAH!!!!!!!...tzn nie tak nie dlugo...bo dopiero co poczatek wiosmy swietowalismy...ale co tam...jakies 2 miechy jeszcze i bedzie cieplusko jak w piz...bardzo cieplo bedzieX)X)X)...dobra dobra...koniec tego marzenia...po szczepieniu jush tak wesolo nie bylo...bo do domku wracalem sam...a tatus mi obiecal...obiecal...(ta...wierzyc mojemu tacie) ze po mnie wpadnie...tylko mam mu dzynka puscic...dzynek poszedl...a ja jak jush dotarlem do domciu...to patrze a tu tatus dzwoni...i sie pyta gdzie jestem bo on na mnie >jush<...czeka pod szpitalem...ta >jush<...jush to ja w domu bylem...ale dobra...naszczescie szpital mam przed nosem...i daleko nie musze zapylac...po szczepieniu...hmmm...co ja potem robilem...chyba wlasnie chodzi o to ze nic nie robilem...aaaaaaa...wlasnie...umowilem sie z Kozakiem ze na zajutrz (ponownie szpan slownictwem) mamy isc do OLA...no to polece jush to tej soboty...bo w piatek jush nic nie robilem..tzn wydaje mi sie tak...bo pewnie i cos robilem...mama mi chyba cos do obiadku dala...jakie grzybki chalucynki albo co...bo ni ch...bo nic nie pamietam...o czekajcie czekajcie...cos mi swita ze w piatek chyba na obiadek byly jakies grzybki...osz ty w morde kopany...XXX...yyyyyy....ale mnie lekka schiza zalapala...dobra...potem popytam mamy jak to bylo...dobrze ze mnie gdzies do lasu nie wywiezli...chociarz moze i bylo by dobrze...bo nie dowiedzial bym sie o pewnej rzeczy...mianowicie (jeju ale ja to jush poprostu wymiatam tym jezykiem...tzn jezykiem polskim...bo mojim to wymiatam lepiej niz...no nie wiem...np lepiej niz Korzeniowski chodzi XDXD) tej przez ktora jestem ze tak powiem rozbity...chociarz probuje sobie z tym radzic...dobra koniec uzalania sie nad soba...Nareszcie powoli i zgrabnie jak zgrabny jest tyleczek niemowlecia...nie nie...moze zly przyklad...zgrabnie jak zgrabny jest tyleczek Golcowej (no teraz to jush nikt nie ma watpliwosci co do tej zgrabnosci...a tak dla niewtajemniczonych to Golcowa to taka nauczycielka z mojej szkoly...jeju...boska poprostu) doszlismy do soboty...Jush pewnie zapomnieliscie ze w sobote bylem umowiony z Kozakiem do OLA...jak jush sie jakims cudem...no wlasnie...moze ja nie bede przechodzil odrazu do tego ze bylismy u OLA...tylko najpierw powiem jak my tam doszlismy...wlasciwie to ja sam tego nie wiem...ale jakos sprubuje to opisac...no wiec wybralismy...dobra nie bede sciemnial...ja wybralem nie za komfortowa trase...ale jak ja to czesto mowie hardcor...no i tak tesh bylo...hardcor na calego...a ubaw po pachy...dobra sory...moze nie ubsaw...tylko bloto po pachy...jeju...bylo masakrycznie...ale gorzej niz tam na poniedzialkowym polu ktore opisywalem na poczatku noty nie bylo...w trakcie tego jak szlismy to wymyslilismy (ale rym) ze bedizemy >polukac< tic taci...bo nam sie nie chce szczeka ruszac...no to co mam nie polykac jak moge polykac...wiec polykalem...zycie tic tacow z sekundy na sekunde robilo sie coraz bardziej...czekajcie bo mi tu mucha lata nad monitorem...(pol roku pozniej...nie no sciema...1 min. pozniej)...no jush sobie nie polata...bo jej skrzydelka powyrywalem...spoko spoko...raczki umylem...no to cisniemy dalej...wiec zycie tic tacow robilo sie bardziej...a nie moze inaczej...bo zycie tic tacow nie robilo sie...tylko wlasnie tu jest szkopol ze sie konczylo...najpierw polknalem 1...potem 2 na raz...a potem to jush chyba z 10 na raz...MNIAMCIU...I tu nagle jak mi cos nie zaswitalo w muzgu...i mowie do Kozaka ze jestem ciekawy jak potem bede to wydalal ze tak powiem...XDXDXDXDXDXDXDXDXDXD...Ale pomyslow to mielismy sporo na ten temat...ale nie bede jush mowil jakie to byly pomysly...U OLka posiedzielismy jakie 4 h...pogralismy...w Trackmanie...polecam gierke...jest wyrabana w kosmos...i jak nagle przyszla kolej Kozaka do grania to ja postanowilem ze nie puszcze mu tego tak latwo...i troche hardcoru bedzie mial chlopak...sprzedalem mu lepe na jego dluga...chuda...i...dobra styknie tyle...szyje...jak mi nie przypieprzyl w nos...JEJU!!!!!!...i to jeszcze z lokcia...no bo jak by inaczej...po co klepnac jak mozna zaje...przywalic z lokcia w nos...no po co??...pytajcie Kozaka bo ja nie wiem...nos to chyba mi sie wgniutl...a nie nie...przepraszam...na poczatku to myslalem ze mi sie obkrecil wokol glowy i wrocil na miejsce...a dopiero potem czulem jak by mi sie wgniutl...potem przez 3 dni nie moglem ruszac nosa...a kichanie...MASAKRA...a ja jeszcze przeziebiony leTko bylem...okolo 19.30 a my z Kozakiem wyruszamy do naszych...no co za glupia pipa...mucha mi znowu tu lata...ide zabic dzi...ta glupia muche XPXP...(20 sek. potem)...no i jush ma za swoje piz...glupia mucha XDXD...no to jedziem dalej...no to wyruszamy do naszych domkow...upssss...Damian zostal dopuszczony do glosy...czyzby cos wymyslil glupiego?? no jak nie jak tak...i znowu wymyslilem hardcorowa trase...i to byl ZAJEFAJNIE GLUPI POMYSL...ciemno jak w pizd...strasznie ciemno bylo...a my przez jakies dzialki pocinamy...Kozak to mial pelne...naszczescie bokserki...bo mu wszystko nogawkami wylecialo...i nie walilo...nie no sciemniam...nie wiem co tam mial pod spodniami...ale napewno to bylo po same brzegi wypelnione...a czym to sobie sami na to pytanie odpowiedzcie...idziemy idziemy...i Kozakowi zachcialo sie wspominac "Piłe" (taki film)...a tam koles porywa ludzi i ich zabija...ale nie tak normalnie...tylko psychicznie chorymi sposobami XDXDXD...dobra wiecej nie mowie...bo jak ja sie tu rozpisze to zaraz caly film opowiem...a a 2 czesc...wiec troche tego moge opisac XPXPXPXPXP...to dla takich ktorzy tego nie ogladali...ale nie wiem jak tego filmu mozna bylo nie ogladac...dobra wracam do noty...no i jak jush powspominal ten film....to nagle...yyyyyyyyyyy...cos nie tak...zwykle powietrze nie pachnie spalonym cialem...jakis zbieg okolicznosci albo nie wiem co...ale nie sciemniam nie koloryzuje...smierdzialo jak by ktos zwloki jakies palil...no to wtedy nas taka schiza zlapala ze postanowilismy troche pobiegac...pobiegac??...chyba spierdalac!!!!!...dopiero jak sie zmeczylismy...czyli na piekarach A...to postanowilismy dac sobie siana...bo co bedizemy sie jak jakies dzieciaki zachowywac...pfff ...No a potem jush do domku...tylko jakies pol godzinki sobie na przystanku posiedzielismy...I zlozylismy sobie obietnice z Kozakiem...ze on dotrzyma slowa to w to nie watpie...ale co do mnie to....hmmmm....pozyjemy zobaczymy...Po tym jak ze ekscytujacym dniu nastapila niedzela...tutaj napisze tylko dwa slowa...STRASZNA NUDA...caly dizen w domu...nic nie robilem...tylko na kompie siedzialem...Poniedzialek...a widzisz...w poniedzialek byly rekolekcje...czyli dla mnie wolne XPXPXP...nie tylko dla mnie...W poniedzialek spotkalem sie z OLEm i Kuba...napierw mialo byc tylko z OLEm ale potem sie wbil jeszcze Kuba...i wyszlo tak...ze zawedrowalismy na miasto...w miescie do McDonalda...OLO nam postawil wszystko...bo mamony to on mial troche w kieszeni...i jakos tak dziwnie wyszlo tak ze stracil 40 zl...jak on to zrobil to ja nie wiem...on zreszta tesh nie wiem...przez park do OLA doszlismy...a wlasnie...ja tak gadu gadu...a tam goraco jak w piecu bylo w ten poniedzialek...ja w bluzie to tam sie rozplywalem...a OLO sprytny cwaniak wyskoczyl sobie w samej koszulce...to fajnie wygladalo...OLO w koszulce...ja w bluzie...a Kuba w kurtce XPXDXPXDXPXDXP...i sie ludzie na nas jakos tak dziwnie patrzyli X/XD...U OLA dlugo nie posiedzielismy...ja troche sobie w Trackmanie pogralem...i do domciu zawijac czas...Z nosa mi leTko cieklo...to Kuba zazucil mi chusteczkami...i byly mienTuskie...a ze mienTuskie...czyli nie takie wcale zwykle...to sobie je tak sprytnie do kieszeni wcisnalem...ze chyba Kubus sie nawet nie skapnal...do domu wracalismy chyba jakas godzine...gdzie normalnie idzie sie pol...ale ten upal to nas rozwalil...i nie za bardzo bylo jak szybko wracac...bo nogOm sie nie chcialo chodzic...picia nic nie bylo...myslalem ze z kaluzy zaczne pic XDXD...ale jakos dotarlismy...To by bylo na tyle co do wtorku...yyyyyy...poniedzialku przepraszam...Teraz dopiero bedzie wtorek...Na poczatku plany byly takie ze ja z OLkiem to pujdziemy sobie do Misi...my tu przychodzimy po nia...a tu nima...i co tu robic...to postanowilismy isc do mnie do domciu...idziemy idziemy i Ulka dzwoni do mnie i sie pyta gdzie my sie podziewamy...i wyszlo na to ze bylismy jakies 500 metrow od siebie...i sie spotkalismy...Ulka ciagle cos mi tam gledzila ze chce zebym wyszedl na rower...bo ona byla na rowerku...a ja myslalem ze mam rower rozpindolony...ale jak sie potem okazalo rower funkiel nowka nie smigany...no dobra troche smigany...bo ma 6 lat...ale jezdzi jak trza...i nie wyszlismy na rowerki...z Ulka jakies 2 h sobie posmigalismy po dworze...Sie w koncu z Miska ustatwilismy ze po nia znowu wpadniemy...no i wpadlismy...i jush na szczescie byla w domku...z Miska kolejne 2 h na dworku...Bylo bardzo fajnie...sympatycznie...i jak na moj gust za krotko...Nastepnie do domku powedrowalem...OLO podobnie...przychodze do domku...wlaczam Tlen...bo ja to mam Tlen...a nie tak jak wy wszyscy...Gadu Gadu...tandeta...Tlen Rulez...no wiec wlaczam Tlen...i niestety musialy na mnie czekac bardzo...ale to bardzo bardzo bardzo bardzo zla wiadomosc...po ktorej nie moge sie posklejac jush 4 dzien...ale nie bede wam jush o tym gadal...Sroda...hmmmm...sroda byla podobna do niedzieli...czyli nuda...ale OLO wyskoczyl mi z propozycja wyjscia jutro na rowere...no wiec wzialem rower na warsztat i go troche podpicowalem...umylem...pozprawdzalem chamulce...i tak dalej...wszystko GIT...W czwartek nareszcie bylo nawet fajnie w sql...tzn tam zawsze jest fajnie...ale bylo nawet wesolo...tzn tam zawsze jest wesolo...ale...oj wiecie o co mi chodzi X]X]...Na biologi byl temat o...hmmmm...nie pamietam...a moze inaczej...nie wiem X]X]X]...bo nie sluchalem...ale dobry byl motyw kiedy pani powiedziala do Kolczyka..."Wiesz co Michal...ty to masz chyba móżdżek a nie mózg"...no to co Kolczyk bedize gorszy...nie bedzie sobie dawal w kasze dmuchac...i powiedzial..."No to co, a pani tesh ma móżdżek"...yyyyyyy...czy to bylo zgodne z prawem...wyzywanie nauczyciela...mnie to tam zwisa szczerze mowiac...ale sie pani leTko wqrwila...i powiedziala ze >Michal jest chamski<...jakies wielkie odkrycie to to nie bylo...ale dobra...ja bym raczej powiedzial ze jest poj**** jak sam sku****...i mozna by bylo gorzej...ale nie zebym ja Kolczyka nie lubial...bo tak nie jest...to ze jest poj**** to pozytywnie oczywiscie...a i na bioli pani przesadzila do mnie Lysego...bo Kozaka w czwartek nie bylo...no i z Lysym wyobrazalismy sobie przyszlosc Bobana ...Boban w przyszlosci bedize pracowal w markecie na dziale mrozonki...i po latach pracy dorobi sie wlasnego sklepu z mrozonkami...a specialnoscia sklepu beda pyzy...firma bedize sie nazywala Boban Company...XDXDXDXD...Na reli babka zazucila taki tekst do Agaty..."Agata po co ci bierzmowanie jak ty ciagle gadasz" ...yyyyyyyyy...co ma jedno do drugiego...kto mi powie??...bo ja i Szczepan nie wiedzielismy...to ja w koncu do Szczepana..."To tak jak co ma piernik do wiatraka"...no i sie zaczelo...potym tekscie przez pol lekcji myslelismy ze Szczepanem co tak naprawde ma ten piernik do wiatraka...i wkoncu wymyslilem...ale nikomu nie powiem...sami sie domyslcie...ja nie po to 22,5 min. myslalem nad tym zeby wam teraz wszystko wyspiewac...nie nie...nie ma tak latwo...po sql bylem umowiony z OLkiem na rowery...na rowery??XXX...no nie wiem czy my na tych rowerach wowle cos pojezdzilismy...w sumie to OLO wpadl tylko po to zeby mnie poskladac po wtorkowej wiadomosci...i mu sie udalo...chociarz nie tak do konca...ale jest lepiej niz wczesniej...jeszcze po Kozaka wpadlismy...to sobie u niego na podworku posiedzielismy...A teraz dzisiejszy dzien...niby dzisiejszy a cos malo pamietam...ale postaram sie sobie przypomniec...hmmm...o czego by to wowle tak zaczac...moze od tego ze Kozak to dzisiaj mnie oswiecil normalnie...wyskoczyl z tym ze Odra...Odra dobrze widzicie...plynie w Legnicy...yyyy...czyzby cos nie tak??...hmmmm...no ja nie wiem...jak dla mnie to tu wszystko jest ok...nie wiem jak dla was...nastepna ciekawostka jaka mnie oswiecil to bylo to ze powiedzial mi ze watr jest zimny...ameryki to on nie odkryl...ale dobra...niech sie cieszy chlopak...Na geografi babka sie zapytala klasy czy wiemy co sie rymuje ze slowem "Co"...a Kolczyk na cala klase..."JOOONNNNNDDDDROOO" ...chyba mialo byc cos innego...ale dobra...po lekcjach postanowilismy z Mastim i Szczepanem sobie dac troche w szyje jak to powiedzial kiedys dyrek na lekcji...no i tak tesh zrobilismy...po 2 "Dogi" (tak nazywamy "Dog In The Fog") na glowe...Szczepan jak zwykle zajeba...upity...mi sie nawet w glowie nie zakrecilo...po Mastim widac bylo ze on to chyba nawet alcoholu nie poczul w tym piwie...dla niego taki browarek to jak soczek malinowy dla Szczepana...nie no sory...jak woda...bo soczek to i tak dla Szczepana za mocny...po tym jak wypilismy zadzwonila mamuska Szczepana...chlopak mial za 10 min byc na chacie...a zajeb..upity jak ch....jak dziki...i co tu robic...tak mu adrenalina podskoczyla ze mu ten alcohol sie zmyl...chlopak byl tak trzezwy jak Masti po 0,5 (czyli trzezwy)...tylko po chipsy poszlismy...serowe...zeby nie walilo z buzi...ja jush tu mysle ze dzien skonczy sie lipnie...czyli ze reszte przesiedze w domu...a tu nagle OLO wyskakuje o 17:00 ze na dwor mu sie zachcialo...no dobra...co mam sobie nie wyjsc jak sobie wyjde...niby znowu na rowerek...ale to tylko taka przykrywka...bo my z tymi rowerkami to tak zeby tylko latwiej bylo po wiadukt sie dostac...bo potem to jush prawie na piechote wszedzie zapylamy...jeszcze po Kozaka wstapilismy...a potem po Misiora...bo dziewczynie zachcialo sie na dwor tak samo jak OLkowi...na dworku jakies 2,5 h posiedzielismy...bylo tak samo jak we wtorek...czyli sympatycznie...smiesznie...milo...i znowu za krotko...tylko ze tym razem nie czekaly na mnie zle wiesci w domku...bo nie czekaly na mnie zadne wiesci...a teraz siedze jush od jakis 3 h nad ta nota...a tak wlasciwie to ja ja zaczalem wczoraj...a dzisiaj koncze...razem jakies 4 h nad nia siedzialem...bo to niby taka prosta sprawa taka nota...ale jednak nie taka prosta...bo trudna XPXPXP...co nie OLO??...NO to ja jush...hmmmm...no moze nie jush...tylko dopiero bede konczyl ta note...
Mam nadzieje ze ta nota wam sie podobala...i jak po przeczytaniu jej bedziecie mieli jakies problemy ze wzrokiem to nie do mnie...tylko do okulisty XPXPXP...Mam rowniez nadzieje ze ta nota bedze dluzsza od OLkowej...chociarz smiem w to watpic...Palce to mi poprostu odlatuja...i zaraz ida w zasluzony spoczynek...spokojnie...nie umieram...tylko spac ide...bo ja tu na mojim budziku widze jush...OOOO MAMO!!!!!!!!!!!!!!...1:31...nie 13:31 tylko 1:31...JEJU!!!!!!...fakt ze to nie jest tak pozno ale pisac note o tej godzinie...yyy...no niech bedize...ale tym razem jak dla mnie nie bomba...Jezeli nota jest za dluga to piszcie w komentach...nastepna postaram sie napisac krotsza...ale niczego nie obiecuje...Nastepna powinna byc jakos tak w srode...bo szykuje sie fajny tydzien...
No to jeszcze tylko standardowo pozdrowie OLA (dla niego najwieksze dzieki bo gdyby nie on to nie pisal bym tej noty...tylko trwaly by przygotowania do mojego pogrzebu) Misie, Anie, Kozaka, Mastiego, Szczepana i Moja Cala Klase...
C U !!